Czy zawsze da się postawić grubą linię między donoszeniem a sygnalizowaniem? Czy DONOSICIEL może być SYGNALISTĄ?
Jednym z głównych problemów podczas procesu budowania świadomości wokół zagadnienia whistleblowingu w Polsce jest brak rozróżnienia pomiędzy donoszeniem, a sygnalizowaniem. Tak naprawdę, nie jest to w cale takie proste.
Przez trudne, historyczne doświadczenia Polaków, m.in. z okresu PRL, SYGNALIZOWANIE kojarzy się dość często z donoszeniem, czyli swoistego rodzaju zdradą swojego najbliższego środowiska i brakiem honoru.
Słowo „donoszenie” – w kontekście niniejszego zagadnienia – ma oczywiście pejoratywne zabarwienie i zazwyczaj oznacza przekazywanie negatywnych informacji o innych osobach dla własnych korzyści. Donosiciel nie kieruje się dobrem organizacji, tylko własnym. Natomiast pod pojęciem „sygnalizowanie” bardziej świadome zagadnienia osoby starają się rozumieć przekazywanie informacji o nieprawidłowościach w dobrej wierze, np. dla dobra organizacji (i de facto jej pracowników), co jest jak najbardziej etyczne i pożądane.
No właśnie, ale czym jest ta „dobra wiara”. Według dyrektywy UE dot. ochrony sygnalistów, dobra wiara rozumiana jest jako uzasadnione przekonanie, że przekazywane informacje o nieprawidłowościach są prawdziwe. Tyle i tylko tyle. Nie ma tu słowa o motywacji osoby przekazującej informacje. Takie samo podejście prezentuje rezolucja Parlamentu Europejskiego z 2017 r. w sprawie uzasadnionych środków ochrony sygnalistów…
Mając to na uwadze, należy przyjąć, że osoby, które np. z zemsty lub zawiści przekazują wiarygodne informacje o nadużyciach dokonywanych przez inne osoby mogą zostać uznane za sygnalistów i uzyskać stosowną ochronę prawną (oczywiście przy spełnieniu wszystkich formalnych wymogów).
Czy ta sytuacja pomoże w lepszym odbiorze społecznym osób zgłaszających nieprawidłowości (sygnaliści)? Mamy nadzieję, że nie przeszkodzi, bo sama idea jest bardzo słuszna.